Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Referendum 6 września. O co tak naprawdę chodzi w referendum?

Piotr Rąpalski
Grzegorz Jakubowski
W tę niedzielę Polacy mają zdecydować o tym, jak wybierać będą posłów, czy finansować partie z budżetu państwa i jak należy interpretować przepisy podatkowe. Według najnowszego badania CBOS do urn chce pójść 32 proc. uprawnionych do głosowania. Jeśli ten sondaż się potwierdzi, referendum będzie nieważne

Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW) w wyborach do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej?
To pierwsze z referendalnych pytań, na które odpowiedzą w niedzielę ci, którzy pójdą do urn. Rewolucja w sposobie wybierania posłów była sztandarowym postulatem Pawła Kukiza w kampanii przed wyborami prezydenckimi. Wniosek o referendum m.in. w sprawie JOW zgłosił jednak prezydent Bronisław Komorowski przed II turą głosowania, licząc na przejęcie części elektoratu muzyka. Nie pomogło mu to w wygraniu wyborów, ale referendum i tak się odbędzie.

O co chodzi z jednomandatowymi okręgami? Dziś w Polsce obowiązuje system proporcjonalny w wyborach do Sejmu, gdzie zasiada 460 posłów. Terytorium państwa podzielone jest na 41 okręgów wyborczych. Z każdego mandat otrzymuje kilkunastu kandydatów z różnych partii.

Dzięki takiemu systemowi wyborczemu najczęściej do Sejmu dostają się politycy wystawieni na kilku pierwszych miejscach list wyborczych. O kolejności nazwisk decydują partie. Dany poseł reprezentuje spory obszar i jego odpowiedzialność przed wyborcą się rozmywa, szczególnie, że wchodzi do parlamentu wraz z kilkunastoma innymi politykami z regionu.

W systemie jednomandatowym państwo również dzieli się na okręgi, ale w każdym do zdobycia jest tylko jeden mandat, więc każdy komitet wyborczy (partia) wystawia tylko jednego kandydata. W okręgu wygrywa ten, który uzyska największą liczbę głosów.

W systemie JOW potrzeba więc 460 małych okręgów wyborczych. Obywateli z każdego z nich będzie więc reprezentowała jedna, w założeniu - dobrze znana im osoba. Koronny argument zwolenników JOW-ów to ten, że w takim systemie wyborcy stawiają na autorytety, mniej licząc się z szyldami partyjnymi.

Jednak doświadczenia innych krajów pokazują, że JOW-y wcale nie odpartyjniają parlamentu. Obywatele najczęściej wybierają mimo wszystko członków partii. Dowodzi tego choćby sytuacja w polskim Senacie, gdzie okręgi jednomandatowe obowiązują już w tej chwili. Na 100 wybranych cztery lata temu senatorów tylko 4 nie kandydowało pod znakiem którejś zpartii.

Niezależnie od referendum, aby wprowadzić JOW-y trzeba zmienić konstytucję. - Nawet jeśli naród opowie się za zmianą, to i tak parlament zdecyduje, czy zmienić konstytucję, czy nie. Powinien, ale nie ma przepisu prawnego, który go do tego zobowiązuje - komentuje prof. Marek Bankowicz, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa?
Pytanie nr 2.
Na partie polityczne wydajemy ok. 54 mln zł rocznie z budżetu państwa. Ich pozostałe "dochody" to składki członkowskie i darowizny od osób fizycznych. Te jednak podlegają limitom wynoszącym ok. 25 tys. zł na rok na jedną osobę. Zakazane jest finansowanie partii przez firmy czy instytucje. Takie rozwiązanie ma chronić polityków przed korupcją i nadmiernym wpływem biznesmenów.

- Zakaz wprowadzono w 2001 roku. System jest w miarę skuteczny, ale oczywiście wymaga korekt - mówi dr Jarosław Zbieranek, prawnik i politolog, ekspert Fundacji Batorego.

Co, jeśli obywatele w referendum opowiedzą się za zmianą zasad finansowania partii? Nie wiadomo. - Pierwszy problem będzie z interpretacją tego wyniku. Część zwolenników obecnego systemu też jest za pewnymi zmianami, na przykład, aby więcej środków szło na tzw. fundusz ekspercki - dodaje dr Zbieranek.

Dziś tylko 5-15 proc. państwowej subwencji dla partii musi być przeznaczane na analizy i ekspertyzy. Reszta to wydatki na podróże, kampanie wyborcze, telefony itd. Zmiana sposobu finansowania partii przegłosowana w referendum może dotyczyć podniesienia tego progu, a nie likwidacji całego systemu.

Jego przeciwnicy chcą jednak, aby państwo w ogóle przestało dokładać do partii. Politykom pozostałyby wtedy wyłącznie składki i darowizny. Obecnie stanowią one mniejszość partyjnych budżetów. - Partie polityczne, ważne w systemie demokratycznym, cokolwiek byśmy o nich nie myśleli, będą miały spory problem - podkreśla dr Zbieranek. - W Polsce nie mamy partii masowych, liczących setki tysięcy osób, ale takie z kilkudziesięcioma tysiącami członków. Nie wszyscy płacą składki. Nie załatają one więc powstałej luki.

Jakie są alternatywy? Jedną jest odpis od podatku. Obywatele, rozliczając PIT decydowaliby o przeznaczeniu np. 1 procenta na daną partię. Ma to jednak wady: niektóre grupy obywateli (np. rolnicy) nie rozliczają się za pomocą PIT-ów, nie wszyscy chcą też, aby skarbówka znała ich preferencje polityczne (w badaniu CBOS tylko co piąty ankietowany rozważał skorzystanie z takiej możliwości). Poza tym odpis z podatku uszczupli, podobnie jak subwencje, budżet państwa.

Czy zmiana może więc oznaczać zgodę na finansowanie partii przez biznes? - Przeciwko takiemu rozwiązaniu jest zdecydowana większość Polaków. We wspomnianych badaniach CBOS wskazywali, że w ich opinii sponsorowanie partii przez firmy wpływa na decyzje, jakie podejmują później politycy w parlamencie - mówi dr Zbieranek. - Mamy zatem klincz. Z jednej strony Polacy źle oceniają partie polityczne, nie chcą ich utrzymywać. Z drugiej jednak strony nie godzą się na finansowanie ich przez biznes.

Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika?

To pytanie jest w tym momencie mało sensowne. Już w sierpniu Sejm przyjął nowelizację ordynacji podatkowej, która od 1 stycznia 2016 r. nakazuje rozstrzygać na korzyść podatnika niedające się usunąć wątpliwości co do treści przepisów. Po drugie trudno przypuszczać, że obywatele odpowiedzą "nie" na takie pytanie - oznaczałoby to, że chcą, aby ich sprawy rozstrzygać po myśli... urzędów skarbowych.

Mimo że sprawa wydaje się na razie rozstrzygnięta, również i tu pojawiają się pytania.Jak podkreśla w swoim opracowaniu dr Karolina Tetłak z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, ekspert Fundacji Batorego, nie wiadomo, kto miałby decydować o tym, że wątpliwości w przepisach nie da się wyjaśnić. Podatnik czy może urząd skarbowy? A może obie strony? W tej sytuacji i tak będzie dochodzić do sporów między urzędnikami i podatnikami. A sprawy będą lądować w sądach administracyjnych.

Ponadto istnieja obawa, że ta zasada ułatwi oszustwa podatkowe lub naciąganie prawa przez prawników dużych firm. To z kolei może powodować znaczne zmniejszenie wpływów z podatków do budżetu państwa.

Referendum będzie ważne, jeśli zagłosuje 15 mln Polaków
Głosować w referendum będzie można wnajbliższą niedzielę w godz. 6-22. Generalnie głosować będziemy w tych samych obwodach, jak w wyborach parlamentarnych czy prezydenckich. Adres lokalu warto jednak sprawdzić na stronie Państwowej Komisji Wyborczej (www.pkw.gov.pl).

W głosowaniu może wziąć udział osoba, która skończyła 18 lat i nie została pozbawiona praw publicznych ani ubezwłasnowolniona prawomocnym orzeczeniem sądu. Należy zabrać ze sobą zabrać dowód osobisty lub paszport.

Dostaniemy białą kartę A-4 z trzema pytaniami. Głosujemy stawiając znak "X" w kratce obok odpowiedzi "tak" lub "nie" pod pytaniem. Nie musimy odpowiadać na każde pytanie.

Cisza referendalna zaczyna się dziś o północy i trwać będzie do zakończenia głosowania. Nie można wtedy m.in. zachęcać do udziału w referendum ani sugerować odpowiedzi na pytania. Zabronione jest także podawanie cząstkowej frekwencji.

Wynik referendum będzie wiążący, o ile weźmie w nim udział minimum 50 procent uprawnionych osób. Tych jest ponad 30 mln.

Szacuje się, że referendum będzie kosztować 90-100 mln zł.

Historia polskich referendów w pigułce

30 czerwca 1946 roku
Tzw. referendum ludowe. Do historii przeszło za sprawą hasła "3 x Tak". Głosujący mieli wypowiedzieć się sprawach: zniesienia senatu; utrwalenia zachodnich granic Polski na Bałtyku, Nysie Łużyckiej oraz Odrze, a także utrwalenia w przyszłej konstytucji ustroju gospodarczego, będącego skutkiem reformy rolnej i nacjonalizacji podstawowych gałęzi gospodarki, "z zachowaniem ustawowych uprawnień inicjatywy prywatnej". Wedle oficjalnych (obecnie kwestionowanych) wyników "tak"

29 listopada 1987 roku
Tym razem głosujący mieli odpowiedzieć na dwa pytania: czy zgadzają się na realizację "programu radykalnego uzdrowienia gospodarki, zmierzającego do wyraźnego poprawienia warunków życia, wiedząc, że wymaga to przejścia przez trudny dwu-trzyletni okres szybkich zmian" oraz czy opowiadają się za głęboką demokratyzacją życia politycznego, której celem jest "umocnienie samorządności, rozszerzenie praw obywateli i zwiększenie ich uczestnictwa w rządzeniu krajem". Większość głosujących była "za",ale z powodu zbyt niskiej frekwencji referendum nie było wiążące.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto